Mea culpa – lekceważyłam Sudety i okolice przez większość mojego życia. Bieszczady, Tatry, Pieniny – a inne góry w Polsce praktycznie dla mnie nie istniały. Ku Sudetom zwróciłam się dopiero, gdy zaczęłam myśleć o zdobyciu Korony Gór Polski. W listopadzie byłam akurat w Kotlinie Kłodzkiej. Ze wszystkich “koronnych” szczytów, których w tych okolicach jest dość sporo, wybór padł akurat na najwyższy – szlak na Śnieżnik.
Śnieżnik nie jest wysoką, wymagającą czy trudną górą. Choć najwyższą (1426 m. n.p.m.) w masywie Śnieżnika. Jak wspomniałam – wchodziłam w listopadzie. Nie wiem czy to kwestia pory roku, czy tam jest tak zawsze, ale na szlaku spotkałam zaledwie 3 osoby. Słownie: T R Z Y. Trochę więcej na szczycie, gdzie spotykają się różne szlaki, ale wciąż było bosko. Cisza. Spokój. Góry.
Korona Gór Polski – szlak na Śnieżnik – z Międzygórza
Na Śnieżnik wychodziłam z Międzygórza. To wieś, która jest nazywana “perłą Sudetów”. Na perłach się nie znam, ale miejsce jak faktycznie zacne. Mnóstwo tam niezwykłych, pięknym domów w stylu tyrolskim i szwajcarskim. Na pewno robią wrażenie latem, ale listopadowa mgła i szarości zrobiły dodatkowy, fajny klimat.
Ciekawostka dla fanów “Czterech pancernych” – to w Międzygórzu kręcono pierwszy odcinek serialu.
Korona Gór Polski – szlak na Śnieżnik – czerwony i zielony
Na Śnieżnik z Międzygórza prowadzi kilka szlaków. Podobno najtrudniejsza trasa prowadzi szlakiem czerwonym, a potem zielonym. Uwaga – “najtrudniejsza” wcale nie znaczy trudna. Bo naprawdę brak jest na niej jakichkolwiek utrudnień. Nawet na etapie gdy trasę pokrywał śnieg lub lód wystarczyły raczki i dało się ją bez problemu przejść.
Szlak czerwony prowadzi z Międzygórza do Schroniska na Śnieżniku (ok. 2,5 h.). Dalej za nim na szczyt Śnieżnika idziemy szlakiem zielonym (ok. 20 minut).
Jak to często o tej porze roku bywa – na dole zero oznak zimy. Od Międzygórza przez jakiś czas idziemy asfaltową drogą. Potem wkraczamy w las, ale i tu śnieżka dobrze ubita i idziemy po niej bez większego problemu.
Pierwsze strome podejście zaczyna się dopiero po przekroczeniu małego mostku. Po pokonaniu tego wzniesienia przyjdzie mi się przekonać, że to ostatnie podrygi jesieni, przynajmniej na kilka kolejnych godzin.
Szlak na Śnieżnik zimą, chociaż jesienią…
Maszerujemy dalej. Liście coraz silniej zaczynają ustępować śniegowi. Ubita śnieżka, ścieżce kamiennej. Niewielka mgła – coraz większemu mleku.
Na tym etapie warto już było założyć raczki. Bezpieczeństwo to jednak nie napis na dropsach. Od biedy bez raczków też dało radę iść, ale bardzo uważnie. Ścieżka jest niepozorna, ale oblodzona a po prawej stronie, choć nie widać dość duży spadek – przy poślizgnięciu, spadając z niego, można by się było nieźle poharatać.
Po drodze widok na Mały Śnieżnik – mgły akurat łaskawie ustąpiły.
W końcu Schronisko na Śnieżniku. Choć tak naprawdę pod Śnieżnikiem – na wysokości 1218 m. n.p.m. Na miejscu obowiązkowa szarlotka. Bardzo smaczna. Niestety obsługa fatalna. Tak antypatycznego człowieka jak pan, który przyjmował zamówienie, dawno nie spotkałam. Szkoda. Bo ogólnie zdaje się tam być całkiem fajnie.
Po wyjściu ze schroniska bardzo przyjemny spacer na szczyt. Świeży śnieg na odcinku jeszcze pokrytym drzewami zrobił magiczny efekt prawdziwej “winter wonderdland”.
Korona gór Polski – na szczycie Śnieżnika
No i jest – szczyt! Żółta tabliczka – Śnieżnik, 1426 m.n.p.m.mówi wszystko. Wróć – mówi wiele. Wszystko mówią widoki, jakie mamy ze szczytu. Bo na szczęście tym razem mgła okazała litość, chmury ustąpiły i przez kilka minut było na co popatrzeć. A potem znowu silny, zimny wiatr, więc pora było zrobić odwrót – tą samą drogą do Międzygórza.