Przy okazji faszerowanych kwiatów cukinii napisałam o mojej quazi przeprowadzce na wieś. Jako, że to dość świeży, tegoroczny temat, to nie miałam jeszcze okazji, aby zasmakować w wiejskim folklorze, ale takim wiecie – bardziej masowym. Moja wieś jest mała, zupełnie na uboczu, największym wydarzeniem jest gdy dwa razy w tygodniu przyjeżdża obwoźny sklep. Na jakieś większy festyn czy imprezę trzeba pofatygować się do którejś z sąsiednich wiosek.
Na Iwana, Na Kupała
Moim wiejsko-imprezowym debiutem okazało się być “Na Iwana, na Kupała” w Dubiczach Cerkiewnych nad Zalewem Bachmaty. Debiut całkiem nielichy, bo to największa w regionie impreza nawiązująca do Nocy Kupały. Założyłam nawet wyjściowe kalosze z tej okazji. Bo oczywiście cały dzień było ładnie, ale 40 minut przed rozpoczęciem wpierniczyła burza, ulewa i nawet zaczęłam się godzić z tym, że z wyjścia nici. Jak tylko zaczęło się rozpogadzać, to w takiej ekscytacji pobiegłam do samochodu, że oczywiście zapomniałam wziąć aparat foto. C A Ł A JA.
Anyway – po długiej, bo aż 6-minutowej podróży dojechaliśmy do Dubicz. Pierwsza reakcja: ale ludzi! Serio , no słyszałam, że to “największa” impreza kupałowa, ale co to w zasadzie znaczy? Przekonałam się na miejscu. Bo ludzi naprawdę było sporo, co zadziwiło ze względu na to, że same Dubicze nie są dużą wsią.
Druga rzecz: od razu było widać, że wiele osób miało doświadczenie i wiedziało o co w tej imprezie chodzi. Wzięli koce, mini grille, kosze piknikowe i znajomych. Niektórzy wzięli nawet namioty. Kobity chodziły w wiankach na głowach.
Noc Kupały w Dubiczach Cerkiewnych
Sezon na “noce” Kupały jest w pełni. Tak – Noc Kupały kiedyś była jedna. Ale współcześnie nie chodzi o faktyczne obchodzenie rytuałów z nią związanych. Albo inaczej: nie tylko o nie. Teraz to cała otoczka festynu, straganów, koncertów i jedzenia, gdzie punktem kulminacyjnym są najczęściej “kupałowe” obrzędy. Do tego najczęściej takie wydarzenia łączy się z “Nocą Świętojańską” dzięki czemu imprezy można organizować przez cały miesiąc.
No i nie inaczej było w Dubiczach. Przez kilka godzin wszystko koncentrowało się wokół sceny (gdzie grały zespoły folkowe i szeroko rozumiane folklorystyczne) i rozstawionych niedaleko niej straganów, głównie z jedzeniem i piwem (były również, a jakże, ultra słowiańskie kebaby i hamburgery).
Widowisko związane z tradycyjnym obrzędem święta Kupały zaczęło się duuużo później, po zachodzie słońca, koło godz. 22. Nie wiem czy to nie za duże słowo, ale naprawdę było w nim coś mistycznego, co potęgowała muzyka i śpiewy. Całość zakończyła się puszczaniem wianków i pokazem fajerwerków.
Czy wrócę w przyszłym roku? Na część festynowo-koncertową pewnie nie, ale na same “wianki” na pewno.
Poniżej kilka zdjęć i wideo z soboty.
A to krótki film, nagrywany kalkulatorem, ale wierzę, że chociaż trochę przybliży Wam to, co było punktem kulminacyjnym i tak naprawdę najważniejszym elementem imprezy.