Czas nie jest czymś, czego mam teraz pod dostatkiem. A człowiek, nawet, jak zabiegany, to jednak wciąż chciałby jeść smacznie, nie spędzając długich godzin w kuchni. Nie da się? A właśnie, że się da. I nie mówią o wyjściu do restauracji. Nietrudno sobie kulinarnie dogodzić, zwłaszcza, jeśli lubicie proste dania. A dla mnie jednym z ulubionych, takich właśnie prostych obiadów są upieczone, młode ziemniaki (mniam) i mizeria. Całą zimę tęskniłam za czymś takim.
Swoją drogą, słowo mizeria jest jakieś dziwne. Zn. brzmi tak jakoś… MIZERIAAAA. Taka mizerna sałatka. Jeszcze gorzej, jakby połączyć to z angielskim “misery”. Nieszczęście i nędza. Ale nie jestem tu po to, żeby robić mizerii czarny PR. Jedzcie mizerię, bo oprócz tej nienajszczęśliwszej nazwy, jest bardzo dobra.
Składniki
pieczone ziemniaki
– młode ziemniaki
– czosnek
– sól i pieprz
– świeży tymianek
– oregano – może być suszone
– masło
mizeria
– ogórki
– śmietana 18%
– sól i pieprz
– ewentualnie koperek
Przygotowanie:
Ziemniaki dokładnie myjemy, szorujemy szczoteczką, a następnie osuszamy. Dno naczynia żaroodpornego smarujemy masłem. Delikatnie natłuszczamy też każdy ziemniak. Oprószamy go pieprzem, niewielką ilością soli oraz ziołami. Pieczemy przez ok. godzinę (czas pieczenia zależy od wielkości ziemniaków), w temp. 190 st. Po upieczeniu ziemniaki jeszcze raz posypujemy świeżym tymiankiem.
Ogórki obieramy i kroimy na bardzo cienkie plasterki – im cieńsze, tym lepsze. Mieszamy ze śmietaną, posiekanym koperkiem i dodajemy sól i pieprz do smaku. I w zasadzie na tym etapie kończy się przygotowywanie tradycyjnej mizerii. Natomiast ja miałam jeszcze rzodkiewkę i szczypiorek, których oklapniętość wskazywała, że mogłyby już nie dożyć do następnego dnia. A jedzenia nie należy wyrzucać. Pokroiłam więc jedno i drugie i równiez dodałam do mizerii.
Smacznego!