Pamiętam programy o życiu rafy koralowej, które oglądałam w dzieciństwie. Po każdym, z lekkim żalem w głosie, mój ojciec mówił do mnie i mamy: ech, a pomyślcie jak to ładnie musi wyglądać w kolorze. Tak – mając czarno-białą Unitrę trzeba się było wykazać nie lada wyobraźnią. Ale już wtedy wiedziałam, że rafa koralowa musi być piękna. Tylko dwie, tyci rzeczy stanęły na przeszkodzie temu, abym mogła ją zobaczyć na własne oczy. Bo gdybym tylko panicznie nie bała się wody głębszej, niż sięgająca do kolan i gdybym umiała pływać, to śmigałabym z rybami jak szalona.
To właśnie możliwość zobaczenie namiastki rafy koralowej przyciągnęła mnie, w pewną styczniową niedzielę, do Gdyńskiego Akwarium. Choć życie rafy to nie jedyna “ekspozycja” w tym miejscu.
A zaczynamy od piętra I i sali poświęconej Zatoce Puckiej. Są tam kraby, krabiki, krewetki bałtyckie (!), ale i taaaaakie szczupaki, okonie, leszcze.
Krewetka bałtycka, niełatwo ją dojrzeć:
Sala z Zatoką Pucką jest dość ciekawa, ale w kolejnych robi się jeszcze bardziej interesująco. Oto krokodyl. Krokodyl krótkopyski. Z gatunku leniwców.
Oko w oko z piraniami. Panienki to kolejne leniuchy. Albo grały w manekin challenge. Zero ruchu. Pełna koncentracja. Zresztą możecie zobaczyć w wideo na samym dole.
A swoją drogą słyszałam kiedyś, że przechodząc przez rzekę pełną piranii trzeba być zakrytym jeansem, przez który nie czują krwi i dzięki temu nie atakują. Ktoś wie czy to prawda?
Żółw jaszczurowaty. Dzień dobry panu!
Aksolotl meksykański – jest bardzo nieprzystojny. Całe życie będzie larwą. Dosłownie. Tak bardzo nie chciałabym na niego nadepnąć.
Sala na trzecim piętrze najmniej mnie zainteresowała, choć wiele osób było nią wyjątkowo zainteresowanych. To miejsce to Sala Bałtycka, gdzie można zobaczyć m.in specjalnie spreparowane okazy – np. dorsza) czy mapę plastyczną Bałtyku. Ja jednak pognałam dalej. W końcu przyszłam tu zobaczyć to wszystko o czym kiedyś opowiadała mi Krystyna Czubówna.
I w końcu są!!!!! Piękne, piękne, piękneeeeeeeeeee! I znalazłam Nemo! Akwariów z rafą koralową jest kilka. Są ogromne. Naprawdę można nacieszyć oko.
Konik morski!
Wchodzę do kolejnej sali. Słyszę dziwny dźwięk. Serie silnych “pyknięć”. A to specjalnie przygotowany zbiornik z węgorzami elektrycznymi, umożliwiający nie tylko oglądanie ich, ale i słuchanie silnych impulsów elektrycznych, które węgorz wytwarza pływając. Pomyślałam – “ale wielki skubaniec, przypomina anakondę!”.
Oglądam się w lewo, a tam… anakonda. Osz, w mordę! Anakonda.
Jeszcze jedna sala, jeszcze więcej ryb. Paku i sum czerwonoognowy – dwa bratanki.
Myślisz – jadę do Akwarium. Okazuje się, że żyjesz na krawędzi:
Na tej sali kończy się zwiedzenia Gdyńskiego Akwarium, co zajęło mi jakieś 1,5 godziny. To bardzo dobrze wydane 24 zł (bilet normalny, bilet ulgowy 12 zł). Za dodatkowe dwa złote można wynająć audioprzewodnik, ale stałam kilka minut i nie było nikogo z obsługi, więc zrezygnowałam i zwiedzałam bez sprzętu. Jeśli jeszcze będę miała okazję, na pewno tam wrócę, aby znów przeżyć taką małą przygodę.
Adres: Al. Jana Pawła II 1
Ach i jeszcze ważna rzecz – idąc pieszo do Akwarium Gdyńskiego warto trzymać się nabrzeża, zrobić spacer przez Skwer Kościuszki. To tam zacumowane są: żaglowce Dar Młodzieży i Dar Pomorza oraz ORP Błyskawica.
PS. Pozdrawiam sympatycznego pana w czerwonej kurtce, który przeszedł ze mną połowę drogi z dworca do Akwarium, rozmawiając o Puszczy Białowieskiej.
Dar Młodzieży
I na deser wideo – malutki urywek z tego, co w akwariach gdyńskich pływało. Głównie rafa. Bo wiadomo – #loverafaforewer