Ostatnio dużo i przy każdej okazji, a nawet bez niej, mówię o „Kulinarkach”. Ale to dlatego, że spotkania z dziewczynami, rozmowy, wymyślanie planu działania na kolejne lata świetlne, zajmuje mi sporo czasu. Zresztą wspólnie spędziłyśmy ubiegły weekend. Zaczęło się od piątkowego wyjazdu do Trywieży – wsi na skraju Puszczy Białowieskiej. Było wspaniale. Wróciłyśmy naładowane pozytywną energią, adrenaliną i oczywiście bezwstydnie najedzone. Ale po kolei… Piątek, piątek – tygodnia koniec i początek…. W piątkowe popołudnie, zaraz po uporaniu się z zawodowymi i innymi obowiązkami, zapakowałyśmy się do wesołego samochodu Magdy i ruszyłyśmy ku zachodzącemu słońcu. Całe szczęście, zanim zupełnie schowało się za horyzontem, dojechałyśmy na miejsce. I dobrze, bo wiejska chata to nie mieszkanie w bloku, z ogrzewaniem, które można uruchomić jednym przekręceniem kurka. Żeby człowiekowi tyłek w nocy nie zmarzł, trzeba napalić w piecu. A żeby napalić to trzeba mieć czym. A jak chce się mieć czym, to trzeba zabierać….Uwinęłyśmy się z tym, zanim na zewnątrz zrobiło się zupełnie ciemno i schowałyśmy się w chatce. I w tak pięknych okolicznościach przyrody rozpoczęłyśmy nasz wieczór bardzo integracyjny. Tajemnicą jest, co się w jego trakcie działo, zdradzę tylko, że Magdzie przybyło po nim kilka kolejnych, oczyszczonych do ostatniej kropelki, butelek wina (do decoupage’u), omówiłyśmy kilka spraw związanych z gotowaniem, wiele niemających z nim nic wspólnego, kwestie damskie, kwestie męskie, kwestie damsko – męskie, a po czwartej butelce wina, nawet lingwistyczne zagadnienia dotyczące regionalizmów – „trzeć” i „tarkować”. Spać położyłyśmy się po północy…
Na wsi zawsze śpi się cudnie, choć tym razem krótko. To nie wczasy w Egipcie, trzeba wstać, znowu rozpalić w piecu i zacząć gotować. Choć tak naprawdę, ze względu na czekające nas tego dnia telewizyjne nagranie, zaczęłyśmy w bardzo niewiejskim stylu: od makijażu i „fryzowania”.
Zaraz potem ruszyłyśmy na poszukiwania czegoś, co:
a) nadawałoby się do jedzenia
b) nadawałoby się na ozdobę stołu
Powrót do domu i znowu sobie (prawie) beztrosko gadamy…..
Kryzys olejowy został zażegnany. Wróciłyśmy do domu, gdzie za chwilę pojawiła się ekipa TV i rozpoczęło się nagrywanie:

Cześć! Jestem Sylwia. Lubię dobre jedzenie i ładne rzeczy. I podróże. Mieszkam na podlaskiej wsi. Od kilku lat interesuję się permakulturą i jej narzędzia wykorzystuję w siedlisku, w którym mieszkam. Placki ziemniaczane for life, sernik tylko z rodzynkami, marcepan bliski mojemu sercu, Makłowicz na prezydenta.





























sowa_nie_sowa – a dziękuję, trafiłaś na dwa smakołyki przygotowane przeze mnie 🙂 Już niedługo wrzucę na swego bloga przepisy 🙂
Wspaniała relacja!!!
A dżem z dyni i brownie z gruszkami biorę w ciemno:)
" w krainie smaku" a pamiętasz pod jakim numerem był dom ?
Poznaję okolicę! Miałam okazję odwiedzić tę wioskę bo mój przyjaciel ma dziadków w Trywieży 🙂
Uśmiałam się ! Potrafisz pisać z humorem !
Bosko !
:))) Dzięki 🙂