Święto kapusty, truskawki, święto mleka, dzień buraka cukrowego, nawet święto ziemniaka. Tak – to autentyczne nazwy “świąt”. I takich, które nie istnieją tylko na papierze, kartkach z kalendarza świąt nietypowych. Faktycznie są obchodzone. Festyny, jarmarki, stragany, zespoły ludowe, jedzenie. Bezwzględnie na taką fiestę zasługuje też sękacz. No bo jakże by inaczej! I doskonale wiedzą o tym w północno-wschodniej Polsce. Stąd też sierpniowe Święto Sękacza w Żytkiejmach. Od dawna chciałam zobaczyć, jak się wypieka sękacza. Udało się zupełnie przypadkiem nieplanowanie, w trakcie krótkiego wypadu na Suwalszczyznę.
Żytkiejmy – wieś na styku trzech granic
Żytkiejmy leżą jakieś 10 km od trójstyku granic: Polski-Rosji (Obwód Kaliningradzki) – Litwy. Niby wieś, a jednak jak małe miasteczko. Pierwszy raz spotkałam się z nią właśnie po drodze do Wisztyńca, gdy moim celem był właśnie ów trójstyk. Tym co zawsze urzekało mnie w Żytkiejmach były piękne domy. Z pewnością na wygląd tego miejsca miała jego historia, ludzie, którzy je od początku tworzyli. Wieś została założona przez litewskich osadników, później zamieszkali tu też niemieccy protestanci. W czasach Rzeczpospolitej przedrozbiorowej Żytkiejmy należały do grona tych wsi, które miały prawo do organizowania jarmarków. Czy już wtedy przy ich okazji obchodzono Święto Sękacza? Nie wiem. Ale cieszę się, że świętuje się je teraz, bo dzięki pozytywnemu zrzędzeniu losu spełniło się moje małe marzenie – aby zobaczyć jak wypieka się sękacza nad otwartym ogniem.
Święto Sękacza w Żytkiejmach
Od jakiegoś roku planowałam wypad w kierunku Wiżajn, aby w jednym z gospodarstw wziąć udział w pieczeniu sękacza. W sumie to dziwne, że z racji tego, gdzie mieszkam, niewielkiej odległości, nie zrobiłam tego wcześniej. Sękacz w podlaskim, na Suwalszczyźnie (ale i na Kaszubach również) jest czymś dość powszechnym, bardzo dobrze znanym, można go kupić w wielu sklepach. Ten z supermarketów smakuje najsłabiej, nie tylko ze względu na użyte do jego przygotowania składniki, ale i czas, jaki spędza na sklepowej półce.
Ale o sękaczu jeszcze za chwilę. Czas na jego święto. W tym roku w Żytkiejmach odbyło się po raz ósmy. Ja lubię takie wiejskie jarmarki: jest jedzenie, ludowa muzyka, trochę straganów z lokalnymi wyrobami. Nie inaczej było tutaj, choć jedna rzecz zupełnie zaskoczyła mnie swoją wyjątkowością – konkurs na najdalszego gościa z Polski i ze świata. Miłe to i bardzo gościnne.
Idę sobie między straganami, idę, a tu cyku, cyku, pani nożyczkami róże obrabia. Myślę – może to jakieś róże-bonsai, lubią, jak im się płatki smyra ostrzem. Ano nie – pani rękodzielniczka kształtowała róże z drewna.
Nie zabrakło grochówki prosto z kotła. Opłata? “Co łaska”.
Bardzo ciekawa rzecz – wafle z ognia, wypiekane na przedwojennej waflownicy, którą tata tej pani przywiózł ze sobą z Ziem Odzyskanych. Trochę mąki. Trochę cukru. Trochę historii.
A na scenie, proszę Państwa, Ocean Życia. Druga gwiazda tego popołudnia, Sterławiacy (-czki?), szykują się do występu. Chwila dla fotoreporterów i na autografy.
Mimo, że święto było sękacza, najszybciej rozeszły się te nalewki. Wy-bor-ne! Sama czekałam w kolejce na żurawinową. I się nie doczekałam.
Jak poznać dobry sękacz
Dlaczego “sękacz”? Bo ma sęki – po rozkrojeniu przypomina przecięty pień drzewa. To wynik warstwowego nalewania ciasta na obracający się nad ogniem rożen. Ja w sękaczu najbardziej lubię “sople” – te kawałki ciasta, które zastygły spływając. Odłamuję je zawsze i zjadam.
O pochodzeniu sękacza krąży wiele legend. Według niektórych jego korzeni można się doszukać już w średniowieczu. Rzekomo Polacy przepis na ciasto mieli poznać od Jaćwingów, a pierwszy raz na naszych ziemiach upieczono je na Sejneńszczyźnie, z okazji odwiedzin Królowej Bony. Jak było naprawdę – nie wiem. Wiem za to, jak dziś wybrać i kupić dobry sękacz.
Do sękacza najlepiej jest używać “swojskich” składników – jaj, śmietany, masła. Dobry sękacz można poznać po tym, jak żółty jest w środku. Nie warto kupować bladego sękacza – znaczy to m.in. że wykorzystano jajka nienajlepszej jakości. Być może również było ich za mało. Na sękacza o wysokości 50 cm. zużywa się średnio 60 jaj. Kolejna rzecz – warto czytać etykiety (nie tylko w przypadku sękacza). Nie kupujcie takiego, na którym w składzie podany jest tłuszcz roślinny. Ciasto na tradycyjny sękacz przygotowuje się z użyciem masła – tłuszczu zwierzęcego.
No i oczywiście – najlepszy jest sękacz świeży.
A jak jest u was? Znacie to ciasto? Lubicie? Wybierzecie się za rok na Święto Sękacza w Żytkiejmach?