“Ten dzień przywitał nas ulewą…” – faktycznie, kiedy wraz z wesołą gromadką dotarłam w okolice Nidzicy, dzień był szary, brzydki, ponury i jak zwykle przy takiej aurze pomyślałam, że jedynym dla mnie światełkiem w tunelu, szansą na wynagrodzenie niedostatków pogody, jest zjedzenie czegoś smacznego. “Proście, a będzie Wam dane”, można by rzec, bo oto trafiłam do smażalni ryb “Sieja” we Frąknowie (miejscowość w woj. warmińsko-mazurskim, między Nidzicą a Olsztynkiem). Smażalni, o której z różnych źródeł słyszałam wiele dobrego, a tamtego dnia zyskałam możliwość sprawdzenia, ile w tych wszystkich pochlebstwach jest prawdy…
“Sieja” z zewnątrz nie sprawia miejsca wyróżniającego spośród innych, pozornie podobnych do niej smażalni. W środku jest czysto, schludnie, sporo ozdób stylu marinistycznym.
Nie dajcie się zwieść pustym stolikom, zdjęcia zrobiłam w jednym z niewielu momentów, kiedy “Sieja” była pusta, zaraz po opuszczeniu ją przez klientów i na chwilę przed wejściem kolejnych… |
Wizualnie raczej nic nie zdradza kryjącej się tu wyjątkowości. Dania podawane są na papierowych talerzykach, co dla wielu osób mogłoby być minusem, przy czym ja nie przywiązałam do tego zbytniej uwagi. Co więc sprawia, że “Sieja” jest taka wyjątkowa? Pierwsza odpowiedź, dość przewidywalna: przepyszne jedzenie. W “Siei” zjadłam najdelikatniejszą zupę rybną, jaką do tej pory miałam okazję próbować. Z kawałkami białej ryby, lubczykiem i ziemniakami. Jest dość pikantna i aromatyczna, choć to dziwo nie jest rybny aromat.
A co na drugie danie? Do wyboru mamy cały wachlarz ryb smażonych. Jest halibut, pstrąg, szczupak, sielawa, sandacz, okoń, miętus, lin, szczupak – doskonale przyprawione, usmażone i chrupiące. Są też pierogi rybne z ciasta tak delikatnego, że gdyby w “Siei” organizowano warsztaty robienia takich pierogów, to przejechałabym kilkaset kilometrów, aby tylko w nich uczestniczyć. Ale w “Siei” możemy również skosztować na miejscu lub kupić na wynos, różne gatunki ryb wędzonych, które są tam moim numerem 1. Całe szczęście istnieje możliwość zamówienia ich do domu, więc nie muszę czekać na kolejną okazję podróży w tamte strony, aby ich spróbować.
Cudowna zupa rybna |
Wędzona sieja |
Trzy porcje smażonego węgorz oraz smażony miętus |
Smażony węgorz |
Smażony okoń nilowy |
Ale jest też, poza jedzeniem, drugi powód sprawiający, że “Sieja” jest perełką pośród innych smażalni ryb, których na Mazurach nie brakuje. To fakt, że jest to miejsce tworzone przez ludzi z pasją. Można to poczuć zaraz po przekroczeniu jego progu. M.in dzięki przemiłemu właścicielowi restauracji, który niejednokrotnie przyjmuje zamówienia osobiście, doradza klientom, często po przeprowadzeniu wnikliwego wywiadu co do ich rybnych upodobań (robi to na tyle dobrze, że do ryb potrafi przekonać osoby, które twierdzą, że ich nie lubią).
Czy wrócę do “Sieji”? Z pewnością. Mam nadzieję, że nie raz. Czy Wy powinniście ją odwiedzić? Bez dwóch zdań. Pamiętajcie zatem:
“Sie je ryby we Frąknowie”!
A na deser zdjęcie jeziora Szeląg – jedno ze źródeł, z którego ryby trafiają na stoły w “Siei” |
Pan właściciel, owszem kiedyś był miły( zajeżdżany tu ok. 15 lat), ale teraz zrobił się arogancki m, żeby nie powiedzieć chamski i apodyktyczny.
Narzuca klientom swoją wolę w nieprzyjemny sposób, nie przestrzega kolejności zamówień( sam decyduje komu, kiedy).
Ryba jak ryba, surówka dobra, ale frytki okropne( odsmażane, nasączone tłuszczem, miękkie).
Warunki higieniczne okropne- brak serwetek, ludzie z psami pod pachą stoją nad głową jedzących. Nikt nad tym nie panuje.
Pora znaleźć inną restaurację po drodze znad morza.