Liczba bolących nóg – 22. Liczba myśli pełnych zwątpienia – lepiej nie mówić. A
wszystko zaczęło się w Finlandii. Ale po kolei…
cztery razy w roku akcja, polegająca na tym, że jednego, tego samego dnia w
całej Europie, każdy kto lubi gotować i przygotowaną przez siebie strawą
karmić głodnych i spragnionych, może zorganizować własną, „Jednodniową Restaurację” Gdziekolwiek – we własnym mieszkaniu, w parku, pod blokiem. Hulaj
dusza, „sky is the limit”. I tak od 2 lat. Idea zrodziła się w Finlandii i
bardzo szybko przyjęła w Polsce. Również wśród białostockich „kucharzy”. Ostatni
„Restaurant Day” odbył się w ubiegłą niedzielę – 18 sierpnia. Wraz z częścią
„Kulinarek” – Edytą i Ewą oraz Agnieszką i Anną, wywiozłyśmy rodzinną zastawę,
sztućce, garnki i wszystkie niezbędne składniki potrzebne do przygotowania
naszych potraw, do Czarnej Wsi Kościelnej, aby w gospodarstwie agroturystycznym
Marty i Wojtka (którzy również przygotowali smaczne potrawy) – „Ptasie Radio”,
przyjąć naszych gości. Czy się udało? Sumując wszystkie „za” i „przeciw”,
wszystkie „plusy”, które nie przysłaniają nam „minusów” – tak. Oczywiście nie
wszystko, z wielu rzeczy bardzo szybko wyciągnęliśmy nauczki i wiemy, co należy
poprawić w przyszłości. A jak dokładnie wyglądała nasza niedziela w „Ptasim
Radiu”? Co działo się za kulisami, co doprowadzało nas prawie do zawału serca,
a z czego jesteśmy zadowoleni…?
Restaurant Day – godz. 13.
Pierwsza tura – tura grozy
restauracji” opierała się na kilku, prostych zasadach. Podałyśmy w Internecie
informację, na temat proponowanego menu, wyznaczyłyśmy kilka tur, w trakcie
których przyjmowaliśmy gości: 13.00-14.30, 15.00-16.30, 17.00-18.30,
19.00-20.30. Osoby chętne, do spróbowania naszych potraw rezerwację składały
mailowo, podawały wybraną godzinę, dania z menu i liczbę osób przy stoliku. W
ten sposób zgłosiło się 90 osób. Wszystko miało pójść jak z płatka. Dzień
wcześniej ulepiłam 200 pierogów, upiekłam 3 blachy sernika, przygotowałam
składniki przystawki.
Nic nie zapowiadało zbliżającego się „horroru godziny 13-nastej”. Nie, żebym
nie lubiła horrorów. Owszem, lubię bardzo… oglądać je z popcornem w jednej ręce
i pilotem od telewizora w drugiej. Ale żeby od razu brać w nich udział…? Do
„Ptasiego Radia” przyjechałyśmy z Edytą po godzinie 9. Powoli zaczęło do mnie
docierać, że w ciągu najbliższych kilku godzin przez to miejsce przewinie się
90 osób, które przyjadą z Białegostoku kilkadziesiąt kilometrów po to, aby
spróbować naszych dań. I lepiej, żeby nie czuły się zawiedzione. Uspokoiłam
trochę swoje myśli i zabrałam się za wycinanie chorągiewek z logiem
„jednodniowej restauracji”, próbując jednocześnie uskuteczniać trudną sztukę
nie wpadania w panikę. Szło mi całkiem dobrze. Mniej więcej do południa, kiedy otrzymałam
telefon od Ewy:
pojechaliśmy nie tą drogą…
wytłumaczył jak szybko tutaj dojechać, za godzinę przecież goście przychodzą!
drogą no i wpadliśmy do rowu… koło zawisło i nie damy rady się wydostać…
nie tylko swoje jedzenie, ale również wszystkie dania Ani. Do końca nie pamiętam,
co się działo potem. Na ratunek siedzącym w rowie pojechał Edytowy mąż, a ja
poleciałam grillować ziemniaki. W końcu wybiła godzina 13. Ewy i jedzenia nie
widać. Zaczęli się schodzić pierwsi goście z rezerwacjami. Dlaczego ludzie są
tak punktualni akurat wtedy, gdy niekoniecznie tego chcemy? Zaczęli się też
schodzić pierwsi goście bez rezerwacji. Przyjęliśmy także ich. No bo przecież
„damy radę”, „to tylko kilka rodzin”, „mamy miejsce i jedzenie”… Zaczęły
spływać pierwsze zamówienia: „ziemniaki pięć razy”, „krem z marchwi cztery”,
„siedem arbuzad”. Zamówienia także na dania, które wciąż do nas jechały wraz z
Ewą. Zaczęło robić się gorąco. W końcu dotarli cali i zdrowi… I Ewa, i potrawy.
Uff!!! I tu w zasadzie można by było powiedzieć: „i tak sobie gotowałyśmy i wydawałyśmy
to jedzenie, tak milo i spokojnie, aż do wieczora”. Ale nieeee…. Czy to pod
wpływem wydarzeń mijającej godziny, nerwów, tego, że w zasadzie nie dogadaliśmy
strategii działania (a może wszystkiego po trochu), wdarł się chaos tak
ogromny, że teraz aż trudno mi w to uwierzyć. Taka kumulacja wszystkich
„Kuchennych koszmarów” Gordona Ramsey’a. Pogubiliśmy się z numerami stolików, dania
wychodziły z kuchni w nieuzasadnionej kolejności – chyba, że ktoś lubi dostać
najpierw deser, później zupę, a na końcu przystawkę, cześć osób dość długo
czekała na swoje zamówienia, gdy w tym czasie inni dostali wszystko, co
zamówili. I my w tym wszystkim lekko roztrzęsieni, błądzący z talerzami, między
stolikami. A wciąż dochodzili nowi ludzie, których nie moglibyśmy już obsłużyć
i musieliśmy im ładnie podziękować.
![]() |
Uffff…zadowoleni goście jednej z ostatnich tur, w trakcie sierpniowej Restaurant Day w Ptasim Radiu |
Pierwsza tura dobiegła końca… a
już zaczęli przychodzić goście na godzinę 15-nastą… Na szczęście obyło się bez
powtórki z horroru. Wystarczyło kilkuminutowe spotkanie, wyraźny podział
obowiązków. Bez opóźnień, bez chaosu – wszystko tak, jak powinno być. Przy
kolejnych turach również. Koniec końców, ostatni goście opuścili „Ptasie Radio”
przed godziną 21. Ostatecznie najbardziej cieszy fakt, że dostałyśmy wiele
informacji zwrotnych, pochlebnych słów na temat przygotowanego jedzenia. Przecież
to było dla nas najważniejsze. A z „kelnerowania” podszkolimy się jeszcze, do przyszłej akcji, która zapewne odbędzie się w okolicach listopada.
Menu „Restaurant Day” w „Ptasim
Radiu”:
– przekładaniec („torcik”) z surowej cukinii z warzywami i trzema pastami – 5zł WG, BG*
– sałatka z fasoli, rukoli i pomidorów – 3 zł WG, BG
– grillowany ziemniak z musem z kalafiora i belugą – 3 zł W, BG
– tartaletka z francuskiego ciasta z karmelizowaną cebulą, ricottą, pesto i pomidorkami koktajlowymi – 4 zł W
Dania główne:
– tarta z botwinką i gorgonzolą (wersja glutenowa i bezglutenowa) – 7 zł W, BG
– wegańskie sajgonki (spring rollsy) z warzywami z miętowym dipem – 7 zł WG, BG
– lazania ze szpinakiem i cukinią – 5zł W
– gryczane pierogi „Lucyfera” z zieloną soczewicą + ogórki małosolne – 7,50 zł W
– pieczony bakłażan z kaszą kus kus, czerwoną papryką, pomidorkami, oliwkami, mozarellą oraz orzeszkami pinii podany z puree z białej fasoli – 7,50 zł W
Dla dzieci:
– naleśniki z czekoladą z daktyli i bananami – 3zł W
Zupy:
– krem pieczarkowy z ricottą i pietruszką + chleb orkiszowy z ziołami – 5 zł W
– krem z marchwi z soczewicą + chleb orzechowy – 5 zł WG
Desery:
– sernik z owocami – 5 zł W
– ciasto czekoladowe z kremem mascarpone i owocami – 6 zł W, BG
– bananowiec z nerkowców z borówkami – 6 zł WG, BG
– krem z białej czekolady z mascarpone z musem wiśniowym – 6 zł BG, W
– brownie z pomarańczą – 4 zł W
– mus brzoskwiniowy – 3 zł WG
– ciastka owsiane z bakaliami i syropem daltylowo-miodowym – 3 zł W
Napoje: (WG, BG)
– „arbuzada” z miętą czekoladową – 3 zł
– lemoniada z sokiem z brzozy – 3 zł
– mrożona czerwona herbata – 2 zł
– koktajl pietruszkowo – bananowy – 3 zł
W – danie wegetariańskie
WG – danie wegańskie
BG – danie bezglutenowe
![]() |
Kącik dla dzieci… |
![]() |
Edyta i jej przepyszny bananowiec! |
![]() |
Rozchwytywane desery |
![]() |
Lemoniady z sokiem z brzozy i arbuzady |
![]() |
Grilowane ziemniaki, mus z kalafiora, beluga (czarna soczewica) i moje dłoń |
![]() |
Tak sobie siedzimy na ławeczce, w ogóle niezmęczone… |
![]() |
Edyta, Marta a w tle ja, nieudolnie uciekająca z kadru |
![]() |
Lazania Marty i zapewne jej ręka |
![]() |
Pole bitwy i restauracyjnych zmagań. To stąd „wychodziły” potrawy |

Cześć! Jestem Sylwia. Lubię dobre jedzenie i ładne rzeczy. I podróże. Mieszkam na podlaskiej wsi. Od kilku lat interesuję się permakulturą i jej narzędzia wykorzystuję w siedlisku, w którym mieszkam. Placki ziemniaczane for life, sernik tylko z rodzynkami, marcepan bliski mojemu sercu, Makłowicz na prezydenta.
Oj tam, byłam w turze na 13-nastą i wcale aż tak tragicznie nie było, a najważniejsze, że jedzenie wszystkim smakowało. Gratulacje!
Cieszę się niezmiernie!
Świetny pomysł! Super 🙂
Sylwia, wiem, że dla części z Kulinarek nadal jestem Martą, ale jednak większość osób mówi do mnie per Ewa i to jest moja lazania oraz moje dłonie na zdjęciu 😉
Poza tym – uśmiałam się do łez przy czytaniu tej relacji, choć w niedzielę bardziej chciało mi się płakać z napięcia i stresu ;))
Super, gratuluję wszystkim, którzy to zorganizowali, ugotowali, upiekli i zjedli:)
Brawo!BB
Dziękujemy!!